Porażka antykomunistycznej krucjaty

0
517

Scenariusz popularnego filmu akcji “The Good Shepard” po części oparto na prawdziwej historii jednego z najtragiczniejszych bohaterów Zimnej Wojny, Franka Wisnera. W pewnym momencie losy tego człowieka splotły się z historią Polski, choć z niezrozumiałych dla mnie powodów polscy historycy, jakby tego nie dostrzegają. Drobizgowo opisują historię prowokacji bezpieki związanej z organizacją WiN, zwaną w polskiej historiografii “aferą Bergu”. W sumie zaś znaczenie całej tej ubeckiej makulatury sprowadza się w historii powszechnej do kilku zdań. Bezpieka nawet zresztą nie wiedziała, że dzięki tej prowokacji szlag trafił operetkową i naiwną operację amerykańskich służb specjalnych. Operacji, która swoją odnogę miała zresztą w Chicago i Nowym Jorku, gdzie werbowano ochotników do antykomunistycznej polskiej armii.

Wielu polskich kombatantów II wojny światowej, po kapitulacji III Rzeszy liczyło na szybki powrót do kraju. Sądzili, że wrócą na białym koniu do Ojczyzny. Frank Wisner stworzył im nadzieję, niestety spotkał ich zawód.

Historia ta zresztą wcale nie rozpoczęła się w Polsce, tylko w Rumunii. Wydarzenia w tym kraju, na szlachetnym, młodym oficerze OSS wywarły wielkie wrażenie, wpłynęły na całe jego późniejsze życie. Wpłynęły tak mocno, iż sam Wisner zatracił umiejętność odróżniania marzeń od rzeczywistości. Stracił ponadto chyba umiejętność chłodnej analizy.

Zaczęło się 14 stycznia 1945 roku na stacji kolejowej w Bukareszcie. Gdyby umieszczono tam kamerę filmową zarejestrowałaby sceny jakie wielokrotnie widziano w latach dobiegającej właśnie końca koszmarnej wojny. Tysiące ludzi stłoczono na kolejowych peronach. W woreczkach i walizkach trzymali swój dobytek. Porządku pilnowali ludzie wyposażeni w pałki. Każdego kto nie chciał wsiadać do bydlęcych wagonów bito do nieprzytomności. Ludzi upychano w wagonach. Kiedy pociąg odjechał pojawili się następni. Czynność powtarzano od nowa. Pociągi jechały na Syberię, z której po latach wróciły tylko pojedyncze osoby. Na rozkaz Stalina w ten mroźny wieczór wywieziono około 80 tysięcy ludzi.

Po powrocie z dworca Amerykanin napisał długi raport do centrali w Waszyngtonie. Znajduje się on dzisiaj w Narodowym Archiwum i stanowi jeden z najbardziej przejmujących dokumentów epoki. Wisner pisał, że nie można pozwolić, aby sprawcy tej zbrodni mieli taką władzę nad ludźmi w jakimkolwiek zakątku świata. Sprawcy zaś, którzy kazali popełnić tę zbrodnię powinni zostać unicetwieni.

Wisner dodatkowo wyliczał długie zbrodnie popełniane przez Rosjan. Po lekturze dokumentu oczywistym było, iż Rosjanie w brutalny sposób zamierzają podporządkować sobie całą Europę Środkową i Wschodnią. Można powiedzieć, że raport Wisnera był nawet zbyt drbiazgowy, pokazywał jak metodycznie działają Rosjanie. Raport wywarł ogromne wrażenie w Waszyngtonie. Pokazano go wielu politykom. Jednak nie zmienił biegu historii. Tuż po wydarzeniach w Rumunii od 4 do 14 lutego obradowała konferencja w Jałcie. Naiwny prezydent Roosevelt przypuszczał, że zdoła jakoś okiełznać Stalina. Niestety mylił się w sposób okrutny. W Jałcie oddając Europę Wschodnią i Środkową Rosjanom podpisano wyrok na tysiące ludzi. Wisner pisał wprost, że komuniści wcale nie są lepsi od nazistów. Zresztą szef OSS generał Donovan o raporcie Wisnera osobiście poinformował prezydenta przed wylotem do Jałty. Roosevelt więc lecąc do Jałty doskonale wiedział co dzieje się w Europie Środkowej.

Potem to, co wydarzyło się na dwa tygodnie przed konferencją w Jałcie, powtarzało się w wielu innych krajach. Tymi samymi pociągami, które zwoziły Żydów z całej Europy do miejsc kaźni teraz wożono ludzi na Syberię. Tam KGB wykonywało egzekucje, kierowało ludzi do obozów pracy przymusowej.

Na razie Wisner miał jasno określone zadania. Miał pomóc w ewakuacji jeńców amerykańskich jakich przetrzymywano w Rumunii. Miał też zabrać dokumenty jakie mogli pozostawić Niemcy w trakcie pospiesznej ewakuacji. Rosjanie znaleźli tylko puste szafy. Wisner zabrał co się tylko dało. Generał Donovan trafnie przypuszczał. Niemcym zwłaszcza zaś Abwehra pozostawiły tony dokumentów. Dzięki nim Amerykanie poznali sekrety wielu sowieckich operacji wywiadowczych w Europie Wschodniej. Skrzynie z dokumentami wyleciały samolotami z Bukaresztu razem z jeńcami. Wszystko to działo się jeszcze przed Jałtą. Amerykanie uzyskali wgląd w to wszystko co KGB robiła z regionie. OSS poznała nazwiska wielu agentów. Przede wszystkim jednak zdobyte dokumenty nie pozostawiały złudzeń co do sowieckich intencji w tym rejonie świata. Wisner odkrył zresztą, że Stalin zawarł tajne porozumienie w Nimcami. Niemieckie dywyzje mogły spokojnie wycofać się z Rumunii. Dwie z nich pojawiły się w Ardenach, aby zatrzymać ofensywę Aliantów. Rosjanie zaś zdobyli nietknięty sprzęt w rumuńskim zagłębiu naftowym. Wszystko szybko i sprawnie wywieziono do Rosji.

Wisner miał znakomitą okazję obserwowania tego jak Rosjanie podkopują rumuński rząd, systematycznie opanowują cały kraj. Jego raporty są znakomitym opisem prowokacji KBG, rozpoczynających się zsyłek na Syberię i wszelkich innych zbrodni. Choć szef placówki OSS słał coraz bardziej alarmistyczne raporty, kogo obchodziła Rumunia i cała Europa Środkowa? Niecałe dwa tygodnie po zakończeniu konferencji w Jałcie do Rumunii przybył specjalista Stalina od zaprowadzania komunistycznego porządku Andriej Wyszynski. Szybko doprowadził do ucieczki z Rumunii króla Michała. Na Syberię wywieziono około 300 tysięcy osób, które uznano za niebezpieczne. Wisner wkrótce wyjechał z Rumunii, gdyż jego misja uległa zakończeniu.

Po powrocie do Nowego Jorku Wisner nie bardzo miał ochotę pracować w Komisji do Spraw Papierów Wartościowych i Giełdy. Siedzenie za biurkiem wydawało mu się nudne. Chciał się poświęcić walce z komunistycznym zagrożeniem. Nie przypuszczał, że okazja trafi się tak szybko, już w 1947 roku, kiedy zaczęto tworzyć CIA. Raporty Wisnera opisujące przebieg sowietyzacji Rumunii czytało wielu ludzi. Wśród nich był Allan Dulles, późniejszy szef CIA. “Zdjął pan nam łuski z oczu” – powiedział Dulles, gdy werbował go do CIA. Formalnie jednak Wisner nie został pracownikiem Agencji. Miano wobec niego inne plany.

Wisner miał stanąć na czele krucjaty, która miała za zdanie odsunięcie Związku Sowieckiego od władzy w Europie Środkowej, wykorzystując wszystkie możliwe środki z wyjątkiem interwencji militanej. USA miały więc podkopywać rządy, destbilizować sytuację, wspierać opozycję, której jednak nie było, gdyż już dawno pojechała na Syberię. Generalnie reżimy komunistyczne miały zostać zniszczone przy użyciu takich samych metod jak powstały.

W celu realizacji tego jakże szlachetnego celu powołano Biuro Koordynacji Polityki (Office of Policy Coordination OPC). Formalnie OPC podlegało Departamentowi Stanu, zaś Wisner szybko przystąpił do budowy swojego imperium. W 1949 roku miał 302 ludzi i 4,7 miliona dolarów budżetu. Jednak w 1952 roku pod rozkazami Wisnera znajdowało się już 2812 pracowników z 82 milionami budżetu. Tyle wynosiła połowa budżetu CIA. Pieniędzy i ludzi więc nie brakowało. Centrum Wisnera stanowić miało ostrze amerykańskiej kontrofensywy przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Wisner planował stosować wszystkie metody tajnej działalności politycznej, propagandę, przekupstwo, sabotaż, poparcie dla antykomunistycznych emigrantów. Wisner zorganizował też uśpione grupy agentów, dysponujące bronią. Miały one nękać Sowietów w przypadku ataku na Europę Zachodnią.

Wisner miał więc kasę oraz ludzi do realizowania swoich zadań. Niektóre pomysły kończyły się kompletną klapą jak rozrzucanie ulotek za pomocą balonów wypuszczanych z Borholmu, duńskiej wyspy na Bałtyku. Koncepcja Wisnera była prosta, co szalona. Chdziło wywołanie niepokojów na tyle silnych, aby doprowadziły one do powstania antykomunistycznego powstani I obalenia reżimów. Okazało się jedak, że rozbudowane tajne służby w państwach komunistycznych, a przede wszystkim obecność Armii Czerwonej stanowią poważniejszą przeszkodę niż pierwotnie przpuszczano. Aresztowano informatorów w Rumunii, jak 102 inforamatorów Wisnera na Węgrzech. Jednak największą lekcję Amerykanie dostali w Polsce.

W roku 1950 w OPC zapanowało ogromne podniecenie. Wydawało się, że odniesiono sukces, któremu na imię było WiN Wolność i Niezawisłość. Amerykanów informowano, że tajna wojskowo-polityczna organizacja ma 500 aktywnych działaczy, 20 tysięcy częściowo aktywnych i 100 tysiecy ludzi, którzy zobowiązywali się walczyć na tyłach armii sowieckiej, gdyby ta zdecydowała się uderzyć na Europę Zachodnią. Sukces WiN i jego rozległa baza potwierdzona została przez Polaków z Londynu, gdzie zresztą nie brakowało informatorów polskiej bezpieki. Gdby Wisner nie zatracił umiejętności analizy wiedziałby, że istnienie takiej organizacji przy tak rozbudowanych służbach policyjnych nie było możliwe.

Powiem szczerze, kiedy obcnie czytam londy nskie dokumenty kompeletnie nie rozumiem polskiej emigracji w Londynie, ośrodka skupionego wokół tzw. rządu w Londynie. Istniała jakaś tam dziwna niechęć, do jak to mawiano, byłych sojuszników, działania za ich pieniądze. Bo to nie polska polityka. Nie ma to jednak znaczenia. Wisner zaczął WiN-owi przekazywać pieniądze. Niektórzy współpracownicy uwierzyli nawet, że WiN wkrótce sam obali komunizm.

Katastrofa nastąpiła w grudniu 1952 roku. Polskie radio z trudem ukrywając zadowolenie podało, że WiN od początku był tworem KGB. Organizacja zmieciona została w roku 1947, zaś jej przywódcy za cenę uratowania życia zgodzili się na współpracę. Przez pięć lat skutecznie oszukiwano OPC, opowiadając bajki o sile WiN. Stworzono nawet cały podziemny polski rząd, z którym zobaczył się agent OPC. Stalin zdecydował się ujawnić sprawę WiN, aby uzasadnić kolejną falę represji. W Polsce aresztowano około 200 osób nie zawsze związanych z WiN. Wiele z nich straciło życie.

Z czasem przez chwilę Wisner ponownie myślał, że odniósł sukces. Mieszkańcy Europy Wschodniej coraz trudniej znosili kolejne stalinowskie reprsje. W 1953 roku zbuntowali się robotnicy Wschodnich Niemiec. Protesty rozjechały sowieckie czołgi.

W 1956 roku wybuchło powstanie na Węgrzech. Wisner w dramatyczny sposób usiłował zdobyć poparcie dla ameryakańskiej interwencji militarnej. USA zajęte były jednak sytuacją na Bliskim Wschodzie. Francja, Wielka Brytania oraz Izrael wtargnłęły do Egiptu. Ponadto Amerykanie nie chcieli ryzykować wybuchu wojny jądrowej. O interwencji militarnej mowy nie było.

Wisner stał bezradny na granicy austriacko-węgierskiej i patrzył jak z karabinów maszynowych strzelano do usiłujących przekroczyć granicę powstańców węgierskich. Przeszedł załamanie nerwowe. Podjął wielką krucjatę, aby przezwyciężyć zło. Konsekwentnie przed komunizmem ostrzegał od 1944 roku. Kiedy Węgrzy ginęli zrozumiał, że wszystko legło w gruzach. W 1965 roku Wisner strzelił sobie w łeb. Obwiniał się, za śmierć wielu Wegrów, nie potafił z tym żyć. Przed śmiercią zostawił list, prosił, aby zapamiętano go jako zołnierza dobrej, słusznej sprawy. Myślę że takim go zapamiętaliśmy, był ofiarą zimnej wojny. Szkoda, że nie doczekał upadku komunizmu. Na pewno zasłużył sobie na to.

Afera “Bergu” pogłębiła dezintegrację polskiej emigracji. Wisner tworzył w Niemczech niewielkie polskie oddziały “wartownicze”. Werbunkowe ogłoszenia pojawiły się nawet w “Dzienniku Związkowym. Akcję tę w niektórych środowiskach otwarcie krytykowano, pisano o wynagrodzniu oraz innych przwilejach jakie dostają “wartownicy”. Informacje na przykład pisma “Głos”: miały charakter donosu do bezpieki. Polska emigracja wcale nie była taka jedomyślna w dostrzeganiu potrzeby walki z komunizmem. Wisner chciał, aby oddziały te z czasem po wkroczeniu do Polski stanowiły zaczyn dla niepodległej polskiej armii, może demokatycznego rządu. W swoich plach pisał o konieczności zapwnieniu państwom regionu suwerenności, prawa o decydowania o swoim losie.

Afera Bergu wywołała w Londynie dyskusję na temat tego, na ile można korzystać z pieniędzy i wsparcia sojuszników. Nie zgadzam się z niektórymi opiniami krajowych historyków, że stanowi to rezygnację z prowadzenia własnej polityki, rzekomą rezygnacji z suwerenności. To oczywiście osobny temat, sadzę jednak, że zwłaszcza emigracja londyńska żyła jakby w nieistniejącym świecie. Była politycznie skrajnie nieudolna, nie potrafiła osiągnać porozumienia z narodami podobnie jak Polacy uciemiężonymi przez komunizm. Ginęła w idiotycznych sporach historycznych z Litwinami, czy Ukraińcami. Pod tym względem często bardziej szkodziła niż pomagała sprawie polskiej. Za to była suwerenna, niezależna głównie od rozumu.

Afera Bergu to jedynie niewielki fragment operacji Wisnera, człowieka na pewno szlachetnego, pełnego dobrych intencji. Nie uważam, aby wspieranie jego stało w sprzeczności z polskim interesem. Dzisiaj zresztą w czasach globalnej gospodarki, globalnego rynku, gadulstwo o pełnej suwerenności jest śmiechu warte, zwłaszcza w przypadku krajów średniej wielkości jak Polska. Wisner zaś był takim amerykańskim korsarzem, rycerzem wolności, służącym słusznej sprawie. Zarzuty niektórych “londyńczyków” wobec “polskich agentów na amerykańskim żołdzie” wydają mi się żałosne.

Andrzej Jarmakowski www.veteranstoday.com

WordPress › Error

There has been a critical error on this website.

Learn more about troubleshooting WordPress.