Kobiety częściej zajmują się praniem, prasowaniem i gotowaniem, a mężczyźni – remontami i pracami naprawczymi – wynika z raportu „Podział obowiązków w polskich gospodarstwach domowych”, przygotowanego na zlecenie marki Indesit. Zdaniem psycholog Marii Rotkiel wskazane deklaracje świadczą o tym, że wciąż postrzegamy domowe obowiązki przez pryzmat utartych schematów społecznych. Choć mężczyźni coraz częściej chcą się włączać w prace domowe, to problemem jest jednak niechętna postawa kobiet.
– My jesteśmy wielozadaniowe i przekonane, że same wszystko zrobimy najlepiej. W konsekwencji tracimy przyjemność z wykonywania tych rutynowych czynności. Czasami trochę masochistycznie pielęgnujemy w sobie takie poczucie, że wszystko jest na mojej głowie, beze mnie ten dom by nie działał, wszystko by się zawaliło, natomiast płacimy za to bardzo wysoką cenę. To jest nasze zmęczenie, frustracja, czasem pretensja do naszych partnerów – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Maria Rotkiel, psycholog.
Polki zajmują się domem nawet do pięciu godzin dziennie, wykonując te prace, które zabierają najwięcej czasu. Kobiety czują się więc nimi zbyt mocno obciążone. Maria Rotkiel uważa, że w tej kwestii panie powinny zdecydowanie zmienić swoją mentalność i sposób myślenia.
– Kobiety mają takie zadanie przed sobą, żeby odnaleźć przyjemność w cedowaniu tych obowiązków na swoich partnerów i we wspólnym zajmowaniu się domem. Wspólnie to znaczy lepiej, efektywniej, przyjemniej, rodzinniej. I wynika z tego bardzo wiele korzyści, a finalnie na koniec dnia jesteśmy mniej zmęczone i mamy lepszy humor – mówi Maria Rotkiel.
Badanie „Podział obowiązków w polskich gospodarstwach domowych” zostało zrealizowane, aby ocenić, na ile polskie pary i rodziny potrafią się zastosować do idei #DoItTogether, czyli #ZróbmyToRazem. Kampania zachęca do wspólnego wykonywania obowiązków domowych. Tymczasem z ankiety wynika, że wspólnie wykonywane obowiązki to najczęściej zakupy i zajmowanie się dziećmi.
Jak podkreśla Maria Rotkiel, w każdej rodzinie powinien być więc wyraźny podział obowiązków tak, żeby nie było niejasności i niedomówień. Dodatkowo, by dbanie o dom i codzienne zajęcia były sprawiedliwe i przyjemne, musi ono uwzględniać zainteresowania i preferencje każdego z domowników.
– Kobiety oczekują tego, żeby mężczyźni mieli zdolności telepatyczne. Jak mam minę niezadowoloną, to musisz się domyślać, o co mi chodzi, i musisz wpaść na to, że chodzi mi o to, że nie odkurzyłeś. Natomiast ludzie tych zdolności nie mają. Dlatego trzeba wcześniej ustalać ze wszystkimi członkami rodziny, kto jest za co odpowiedzialny. Wtedy będziemy tym domowym gospodarstwem zarządzały jak małą firmą, bo przecież wiemy, kto co robi najlepiej, kto co lubi robić najbardziej. Chodzi o to, żeby wszystko było przyjemne i efektywne i naprawdę każdy na tym zyska – mówi Maria Rotkiel.
Kobiety powinny dać mężczyznom pole do wykazania się, bo czasem nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jakie umiejętności ma ich partner. Dzięki większemu zaangażowaniu w domowe obowiązki panowie mogą poczuć się bardziej docenieni przez swoje partnerki, co dla wielu z nich jest niezwykle istotne.
– Fajnym pomysłem jest też to, żeby nasi mężczyźni mogli wybrać. Mówimy: „To i to jest do zrobienia, wybierz to, co masz ochotę robić, podzielimy się tak, żebyś robił to, co lubisz”. Wtedy się okazuje, że mamy mężczyzn, którzy wspaniale gotują, doskonale odkurzają i przy okazji mają dobry humor, więc każdy na tym zyskuje – mówi Maria Rotkiel.
Niektórzy mężczyźni jednak wola pozostać biernymi i całkiem na rękę jest im to, że partnerka bierze na siebie wszystkie domowe obowiązki.
– Wygodnie jest mieć uprane, posprzątane i pod nos podstawione jedzenie, jednak jednocześnie oni czują się czasami wykluczeni, niedocenieni, a na pewno nie lubią marudzenia i frustracji, które wynikają z tego przemęczenia ich żon i partnerek. Jeżeli więc naszym celem jest poprawa atmosfery rodzinnej, a dom jest miejscem, w którym odpoczywamy, to z tego względu podział domowych obowiązków powinien być jednym z naszych najważniejszych celów – mówi Maria Rotkiel.
Marka Indesit w ramach prowadzonej kampanii #DoItTogether, czyli #ZróbmyToRazem, zachęca do wspólnego wykonywania obowiązków domowych przez obydwoje partnerów wraz z dziećmi. Ma to prowadzić przede wszystkim do oszczędności czasu, który później będziemy mogli poświęcić bliskim. Nie mniej ważny jest jednak czas poświęcany na obowiązki. Może się on bowiem stać płaszczyzną do pielęgnowania rodzinnych relacji, np. podczas przygotowywania obiadu przez wszystkich członków rodziny.
Tekst Agencja Newseria.pl
Foto: polki.pl
Były wiceminister obrony narodowej u Antoniego
Macierewicza – ten sam, który cieszył
się jak dziecko, że „płonie pedalska tęcza”
i który nauczył Macrona posługiwać się sztućcami, a więc
Bartosz Kownacki we własnej osobistej osobie poseł PiS
– złożył interpelację w sprawie niedostatków patriotyzmu
w Polskich Liniach Lotniczych LOT.
Konkretnie zatrwożyła go kwestia tego, co podróżni
oglądają, a raczej czego nie oglądają na pokładach samolotów:
„Brak jest w ofercie filmów o tematyce patriotycznej,
jak i o wielkich i wybitnych Polakach. Pasażerowie
powinni mieć możliwość oglądania w czasie podróży, które
nieraz trwają wiele godzin, takich filmów jak: m.in.
„Czas honoru”, „Quo vadis”, „Karol – Papież, który pozostał
człowiekiem”, „Karol – człowiek, który został papieżem”
czy „Popiełuszko – wolność jest w nas”.
Bartosz Kownacki ma świętą rację – sam, zamiast męczyć
się kolejnym nudnym Bondem, wolałbym ożywić
się maratonem „Korony królów”. Ważne, by filmy patriotyczne
leciały w zapętleniu bez możliwości wyłączenia.
Uzupełniłbym je wybranymi przemówieniami Jarosława
Kaczyńskiego. Popierając tę szlachetną ideę, służę jednocześnie
odpowiedzią wszystkim tym, którzy dziwią się
włączeniu do kolekcji patriotycznej „Quo vadis?”.
Z tego, co pamiętam ze szkoły, Ligia pochodziła z północnego
ludu Ligów, który w czasach Sienkiewicza utożsamiano
z Prasłowianami, z czego wynikała symboliczna
interpretacja, że Ursus, ratując Ligię przed germańskim
turem, ratuje de facto Polskę przed zaborcami, tak jak
Bartosz Kownacki uratował ją przed francuskimi caracalami.
Być może minister Kownacki uznał, że i sam Ursus
był Polakiem. Co w sumie byłoby logiczne. Czy jakaś zagranica
kiedykolwiek nas uratowała?
No właśnie – sami sobie państwo odpowiedzieli. To my
innych ratujemy i dlatego do listy Kownackiego należy koniecznie
dodać „Bitwę pod Wiedniem”, zaś świat od zawsze
i nieustająco tylko nas prześladuje i zdradza, z czego płynie
wniosek, że Ursus był Polakiem, bo w przeciwnym razie
przybiłby piątkę z germańskim bydlęciem, poświęcając
biedną Magdę Mielcarz, co byłoby zbrodnią podwójną.
O pozostałe tytuły się nie martwię, dużo i narodowo się
teraz kameruje, zgłaszam za to dwa wnioski racjonalizatorskie.
Po pierwsze, retransmisja Wiadomości TVP, która
umocni patriotyzm pasażerów patriotycznych i zawstydzi
zdrajców i kanalie. Po drugie, przyszykowałbym porcję
produkcji własnych, przeznaczonych specjalnie dla klientów
LOT, analogicznie do drukowanych magazynów pokładowych;
np. historia sensacyjna, nawiązująca do losów
Janosika i jego kamratów. W wersji współczesnej mieliby
szersze horyzonty, nie ograniczaliby się tylko do Podhala,
myśleliby patriotycznie o całej Polsce i mieli zdrowsze
podejście do rabunku. Zabieraliby bogatym – oddawali sobie;
np. taki hrabia miałby bank i myślał, że jak jego to jego.
Widzi, że Janosik, Pyzdra i Kwiczoł mają chrapkę na piniondz
i rzuca do nich arogancko, myśląc, że jest nietykalną
kastą: „Mości zbóje, miejsce w lochu już dawno czeka!”.
Ale nie z naszymi bohaterami takie numery. Występując
w imieniu suwerena, Janosik godnie odpowiada: „Radzę
odłożyć nagrywarki. Mógłbyś waćpan sobie krzywdę zrobić”.
A Kwiczoł dodaje: „Gołąbki same wpadają do gąbki,
a banki do furmanki. Skocymy i po ptokach”.
No i miał hrabia bank i już nie ma, bo teraz Janosikowe
chłopy się nim cieszą.
Albo thriller patriotyczno-kontrwywiadowczy. Zaczyna
się nocą na cmentarzu, gdy Soros z Merkel instruują
Tuska, jak ma niszczyć Polskę i Polaków. W następnej
scenie młody patriota o blond włosach, błękitnych oczach
i ogólnie cud-urodzie budzi się pod kołdrą w krzyże celtyckie.
Jego pogodne spojrzenie mrocznieje, gdy zdaje sobie
sprawę, ile jeszcze zdrajców swobodnie chodzi po ulicach.
Całuje zawieszoną na ścianie falangę i udaje się do swego
zakładu pracy, gdzie dyrektor nieświadomy jego patriotyzmu
proponuje mu olbrzymie pieniądze za działalność
antypolską i zorganizowanie w miasteczku parady równości.
Widz wie, że to pieniądze od Sorosa, ale nasz młody
bohater musi dopiero przejrzeć ogrom spisku. By ocalić
Polskę, musi udać, że dołącza do antypolskiego sprzysiężenia,
przyjmuje więc ogrom gotówki od dyrektora i rozpoczyna
śmiertelnie niebezpieczną grę dla ojczyzny.
No, i aż się prosi o biografię Bartosza Kownackiego, historię
morderczych zmagań z krwiożerczymi gangami
warszawskich gejów, przy których bohaterowie „Peaky
Blinders” to poczciwe i apatyczne misie. I ta ostatnia scena
– gdy Emmanuel Macron szlocha opętańczo w ramionach
Brigitte na wieść o tym, jak wiceminister Kownacki
zaorał widelcem jego śmieszny kraik.
B
Comments are closed.