Jarosław Kaczyński miał gorzej niż internowani?

1
564

strzebielinekW przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego Jarosław Kaczyński udzielił obszernego wywiadu „Gazecie Polskiej”. Opowiada w nim o swojej działalności opozycyjnej. Mówi między innymi, że fakt, iż nie został internowany stanowił dla niego”niemiłe zaskoczenie”. Kaczyński wspomina w wywiadzie, że miał nawet gorzej niż internowani. Były premier Leszek Miller stwierdził, że obecny rząd może nadrobić to niedopatrzenie przez internowanie Jarosława Kaczyńskiego chociaż na kilka dni. Wówczas Kaczyński mógłby mówić, że też był internowany. Wywiad Kaczyńskiego krytycznie ocenił profesor Andrzej Friszke, historyk piszący o tamtych czasach.

Rozumiem ból lidera PiS spowodowany faktem, że po krótkim przesłuchaniu on i Antoni Macierewicz zostali zwolnieni do domu. Po powrocie do domu Pan Jarosław pewnie zrobił sobie herbatę, ukroił kawałek ciasta i włączył w radiu Wolną Europę. Siedząc w fotelu zapewne zastanawiał się nad tym co dalej. Jak zapewnia w „Gazecie Polskiej” czuł imperatyw działania.

Wypowiedź prezesa w przeddzień wielkiego marszu stała się przedmiotem wielu krytycznych ocen. I słusznie. Nie ważne jak wyglądał będzie czwratkowy marsz PiS będzie nad nim unosiła się słynna już wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego. W końcu przecież wówczas Pan Jarosław mógł napisać podanie do Milicji Obywatelskiej z prośbą o internowanie.

Po wprowadzeniu stanu wojennego trwały strajki, w wywiadzie Pan Jarosław nie wspomina o swoim udziele w tych wydarzeniach. Raczej jak przystało na wybitnego intelektualistę raczej siedział w domu, zajmując się w tych pierwszych dniach analizowaniem sytuacji. Internowani mieli jednak gorzej i tutaj były premier, który dzisiaj tak rozpala emocje rodaków myli się. W internacie nie było sernika upieczonego przez mamusię, herbaty w szklance i wygodnego fotela.Najgorszy był jednak brak informacji, odcięcie od świata.

W przeddzień wprowadzenia stanu wojennego w Gdańsaku obradowała Krajowa Komisja Porozumiewawcza „Solidarności”. Wieczorem byłem w domu u mojego zastępcy z Biura Organizacyjnego I Zjazdu Solidarności Henryka Jagiełły. Przeglądaliśmy papiery, gdyż następnego dnia mieliśmy złożyć finansowe sprawozdanie dotyczące kosztów Zjazdu. Wróciłem do domu około 11 wieczorem i szybko poszedłem spać. Nie zdążyłem jeszcze zasnąć, gdy obudziło mnie łomotanie do drzwi. Wkroczyła ekipa uzbrojona w kałasznikowy. Funkcjonariuszy SB znałem, gdyż wcześniej jeszcze przed powstaniem Solidarności porowadzili rewizje w mieszkaniach działaczy Ruchu Młodej Polski. Kierujący ekipą, poważnie powiedział:

Tylko Panie Andrzeju bez kawałów proszę.

Funkcjonariusz radził także, aby żona przygotowała trochę jedzenia, które miałem zabrać ze sobą, gdyż jadę na dłużej. Okazano mi nakaz internowania, który przeczytałem pobieżnie, nie zwracając uwagi na szczegóły. Zwróciłem uwagę jedynie na to, że dokument był stary, przygotowany znacznie wcześniej. Miejsce osadzenia w więzieniu w Czarnym przekreślono i dopisano Strzebielinek.

Po drodze do Strzebielinka na drogach widziałem funkcjonariuszy MO. W pewnym momencie samochód zakopał się. Dwóch oficerów SB wyszło pchać auto. W tym momencie kierowca, szeregowy milicjant szybko przełączył radio na Wolną Europę.

Patrz Pan, nic nie mówią. Jeszcze nic nie wiedzą – rzucił z wyraźną dezaprobatą.

Na kilka kilometrów przed Strzebielinkiem poczułem się raźniej, gdyż w samochodzie przed nami spostrzegłem charakterystyczny kapelusz Henryka Jagiełły. Zauważyłem, że z tyłu jechał Lech Kaczyński, którego poznałem w miesiącach po czerwcu 1976 roku. W Strzebielinku zobaczyłem jeszcze przyjaciela z RMP Jana Samsonowicza. Trzymaliśmy się razem, tak aby trafić do jednej celi. Przyjechaliśmy mniej więcej w tym samym czasie, więc się udało. Mój przyjaciel z RMP Arkadiusz Rybicki trafił do innej celi, gdyż przyjechał do więzienia o innym czasie.

Trafiliśmy razem do 16-osobowej celi. Panował w niej ścisk, stały piętrowe prycze. W rogu w wydzielonej i obudowanej do połowy części, stał zamontowany kibel. Oprócz nas w celi znaleźli się jeszcze działacze regionalnych Komisji Zakładowych „S” z Gdańska. W celi obok znaleźli się w pierwszym okresie działacze i eksperci KK. Byli tam między innymi Tadeusz Mazowiecki i Jacek Kuroń.

O 6 rano z zamontowanych we wszystkich celach głośnikach puszczono nam przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego informującego o wprowadzeniu stanu wojennego. Wesoło nie było. Kiedy strażnicy przynosili do celi jedzenie, towarzyszyli im strażnicy uzbrojeni w pistolety maszynowe. Otwierały się drzwi. Najpierw widoczne były lufy pistoletów, a potem dopiero kocioł z niezjadliwą zupą. Na początku mieliśmy jednak swoje, zabrane z domu zapasy. Więzienia pilnował około 100 osobowy oddział ZOMO, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał odbić uwięzionych. Reżim szykował się widocznie na wszystkie ewentualności.

Do więzienia jako pierwsza z zewnątrz dostarła moja żona Elżbieta, a nie czujący imperatyw działania Jarosław. Nie zezwolono jej jednak na widzenie, jedynie poprzez klawisza przekazała nerwowo napisanych kilka zdań.Był to pierwszy w więzieniu kontakt z rodzinami, więc wielkie wydarzenie. Rodziny wiedziały gdzie jesteśmy. Świadomość tego w tych pierwszych dniach miała spore znaczenie.

Już na samym początku działacze związkowi przebywający w celi uważali, że musimy protestować. Rozpalone głowy uspokajał nieco Henryk Jagiełło. Mówił, że skoro nas zamknięto to naszym zadanie jest siedzieć. Jagiełło był oficerem marynarki wojennej. W wojsku kolportował bibułę, za co został skazany na rok więzienia, wydalony z wojska i zdegradowany do stopnia szeregowca. Jednak szybko nadażyła się okazja do zaprotestowania. Dowodzący Strzebielinkiem kapitam SB Maciuk nakazał poszczególnym celom wydelegowanie delegatów na spotkanie z nim. Z naszej celi wybrano Lecha Kaczyńskiego. Nakazano mu, aby zaprotestował przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego i domagał się naszego zwolnienia oraz ukarania generała Wojciecha Jaruzelskiego i innych członków WRONY.

Przed wyjściem z celi Lech Kaczyński powiedział mi, że osobiście wątpi, aby Jaruzelski po ostrym proteście celi numer 9 się przestraszył i odwołał przedstawienie. Ale skoro kazali protestować, to poszedł. Ledwo wyrecytował żądania, Maciuk przerwał mu, wskazując na klapę marynarki.

Widzi Pan ten znaczek? Co tu pisze? PZPR. To my obecnie rządzimy. Przecież to Pan,Panie Leszku, na Uniwersytecie uczył mnie żelaznej logiki prawniczego rozumowania. Proszę więc do mnie zgłaszać się w sprawie zupy, lub w innych sprawach bytowych. Tu być może coś mogę zrobić. Reszta jest poza mną i Pan dobrze o tym wie. Maciuk na odchodne rzucił jeszcze, że nie ma do Lecha Kaczyńskiego żadnych pretensji za jego pracę na uniwersytecie.

Lech Kaczyński wykładał między innymi za studiach zaocznych, gdzie studiowało wielu funkcjonariuszy SB. Po powrocie do celi Lech uznał, że Maciuk dobrze mu odpowiedział. Dodał, iż faktycznie nigdy na zaocznych studiach nie patrzył na stronę ideksu, gdzie pisało gdzie student pracuje. Wspominał jednak, że kiedykolwiek otworzył tę stronę przypadkowo prawie zawsze pisało tam Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej. Starał się jednak uczciwie ich oceniać.

Nasze rodziny, czyli Kaczyńskiego, Jagiełły i moja często razem nas odwiedzały. Moja żona z łezką oka wspomina na przykład ojca Leszka Kaczyńskiego jako przesympatycznego człowieka, podobnie jak jego żonę. Nie pamiętam jednak, aby kiedykolwiek w więzieniu Lecha odwiedził jego brat, choć nie chcę z tego powodu czynić jakiegokolwiek zarzutu. Nie o to chodzi. Lech zresztą nigdy tej sytuacji nie komentował, choć chyba tego spotkania z bratem mu brakowało.

W naszej celi, nieważne, czy z tej ciasnej szesnastoosobowej, czy potem w pięcioosobowej, kiedy strażnik wołał na widzenie na przykład Heńka Jagielłę, to szykowaliśmy się w trójkę, gdyż wiedzieliśmy, że do nas też przyjechali.

Nie chcę przeceniać znaczenia wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiemu. Rozumiem, że liderowi PiS brakuje w życiorysie możliwości napisania tego, że był internowany w stanie wojennym. Dostrzegam także chęć zawłaszczania rocznicy, gdyż kto nie idzie z nami jest przeciwko nam. Gdzieś w sporach politycznych ulatuje pamięć o tych, którzy zapłacili cenę najwyższą, a przecież 13 grudnia, obchody rocznicy powinny być ich dniem, a nie momentem prowadzenia sporów z tymi, którzy akurat zamknięci nie zostali. To nie ma sensu.

 

Andrzej Jarmakowski

 

Foto: panoramic.pl, ośrodek internowanych w Strzebielinku

W przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego Jarosław Kaczyński udzielił obszernego wywiadu „Gazecie Polskiej”. Opowiada w nim o swojej działalności opozycyjnej. Mówi między innymi, że fakt, iż nie został internowany stanowił dla niego”niemiłe zaskoczenie”. Kaczyński wspomina w wywiadzie, że miał nawet gorzej niż internowani. Były premier Leszek Miller stwierdził, że obecny rząd może nadrobić to niedopatrzenie przez internowanie Jarosława Kaczyńskiego chociaż na kilka dni. Wówczas Kaczyński mógłby mówić, że też był internowany. Wywiad Kaczyńskiego krytycznie ocenił profesor Andrzej Friszke, historyk piszący o tamtych czasach.

Rozumiem ból lidera PiS spowodowany faktem, że po krótkim przesłuchaniu on i Antoni Macierewicz zostali zwolnieni do domu. Po powrocie do domu Pan Jarosław pewnie zrobił sobie herbatę, ukroił kawałek ciasta i włączył w radiu Wolną Europę. Siedząc w fotelu zapewne zastanawiał się nad tym co dalej. Jak zapewnia w „Gazecie Polskiej” czuł imperatyw działania.

Wypowiedź prezesa w przeddzień wielkiego marszu stała się przedmiotem wielu krytycznych ocen. I słusznie. Nie ważne jak wyglądał będzie czwratkowy marsz PiS będzie nad nim unosiła się słynna już wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego. W końcu przecież wówczas Pan Jarosław mógł napisać podanie do Milicji Obywatelskiej z prośbą o internowanie.

Po wprowadzeniu stanu wojennego trwały strajki, w wywiadzie Pan Jarosław nie wspomina o swoim udziele w tych wydarzeniach. Raczej jak przystało na wybitnego intelektualistę raczej siedział w domu, zajmując się w tych pierwszych dniach analizowaniem sytuacji. Internowani mieli jednak gorzej i tutaj były premier, który dzisiaj tak rozpala emocje rodaków myli się. W internacie nie było sernika upieczonego przez mamusię, herbaty w szklance i wygodnego fotela.Najgorszy był jednak brak informacji, odcięcie od świata.

W przeddzień wprowadzenia stanu wojennego w Gdańsaku obradowała Krajowa Komisja Porozumiewawcza „Solidarności”. Wieczorem byłem w domu u mojego zastępcy z Biura Organizacyjnego I Zjazdu Solidarności Henryka Jagiełły. Przeglądaliśmy papiery, gdyż następnego dnia mieliśmy złożyć finansowe sprawozdanie dotyczące kosztów Zjazdu. Wróciłem do domu około 11 wieczorem i szybko poszedłem spać. Nie zdążyłem jeszcze zasnąć, gdy obudziło mnie łomotanie do drzwi. Wkroczyła ekipa uzbrojona w kałasznikowy. Funkcjonariuszy SB znałem, gdyż wcześniej jeszcze przed powstaniem Solidarności porowadzili rewizje w mieszkaniach działaczy Ruchu Młodej Polski. Kierujący ekipą, poważnie powiedział:

Tylko Panie Andrzeju bez kawałów proszę.

Funkcjonariusz radził także, aby żona przygotowała trochę jedzenia, które miałem zabrać ze sobą, gdyż jadę na dłużej. Okazano mi nakaz internowania, który przeczytałem pobieżnie, nie zwracając uwagi na szczegóły. Zwróciłem uwagę jedynie na to, że dokument był stary, przygotowany znacznie wcześniej. Miejsce osadzenia w więzieniu w Czarnym przekreślono i dopisano Strzebielinek.

Po drodze do Strzebielinka na drogach widziałem funkcjonariuszy MO. W pewnym momencie samochód zakopał się. Dwóch oficerów SB wyszło pchać auto. W tym momencie kierowca, szeregowy milicjant szybko przełączył radio na Wolną Europę.

Patrz Pan, nic nie mówią. Jeszcze nic nie wiedzą – rzucił z wyraźną dezaprobatą.

Na kilka kilometrów przed Strzebielinkiem poczułem się raźniej, gdyż w samochodzie przed nami spostrzegłem charakterystyczny kapelusz Henryka Jagiełły. Zauważyłem, że z tyłu jechał Lech Kaczyński, którego poznałem w miesiącach po czerwcu 1976 roku. W Strzebielinku zobaczyłem jeszcze przyjaciela z RMP Jana Samsonowicza. Trzymaliśmy się razem, tak aby trafić do jednej celi. Przyjechaliśmy mniej więcej w tym samym czasie, więc się udało. Mój przyjaciel z RMP Arkadiusz Rybicki trafił do innej celi, gdyż przyjechał do więzienia o innym czasie.

Trafiliśmy razem do 16-osobowej celi. Panował w niej ścisk, stały piętrowe prycze. W rogu w wydzielonej i obudowanej do połowy części, stał zamontowany kibel. Oprócz nas w celi znaleźli się jeszcze działacze regionalnych Komisji Zakładowych „S” z Gdańska. W celi obok znaleźli się w pierwszym okresie działacze i eksperci KK. Byli tam między innymi Tadeusz Mazowiecki i Jacek Kuroń.

O 6 rano z zamontowanych we wszystkich celach głośnikach puszczono nam przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego informującego o wprowadzeniu stanu wojennego. Wesoło nie było. Kiedy strażnicy przynosili do celi jedzenie, towarzyszyli im strażnicy uzbrojeni w pistolety maszynowe. Otwierały się drzwi. Najpierw widoczne były lufy pistoletów, a potem dopiero kocioł z niezjadliwą zupą. Na początku mieliśmy jednak swoje, zabrane z domu zapasy. Więzienia pilnował około 100 osobowy oddział ZOMO, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał odbić uwięzionych. Reżim szykował się widocznie na wszystkie ewentualności.

Do więzienia jako pierwsza z zewnątrz dostarła moja żona Elżbieta, a nie czujący imperatyw działania Jarosław. Nie zezwolono jej jednak na widzenie, jedynie poprzez klawisza przekazała nerwowo napisanych kilka zdań.Był to pierwszy w więzieniu kontakt z rodzinami, więc wielkie wydarzenie. Rodziny wiedziały gdzie jesteśmy. Świadomość tego w tych pierwszych dniach miała spore znaczenie.

Już na samym początku działacze związkowi przebywający w celi uważali, że musimy protestować. Rozpalone głowy uspokajał nieco Henryk Jagiełło. Mówił, że skoro nas zamknięto to naszym zadanie jest siedzieć. Jagiełło był oficerem marynarki wojennej. W wojsku kolportował bibułę, za co został skazany na rok więzienia, wydalony z wojska i zdegradowany do stopnia szeregowca. Jednak szybko nadażyła się okazja do zaprotestowania. Dowodzący Strzebielinkiem kapitam SB Maciuk nakazał poszczególnym celom wydelegowanie delegatów na spotkanie z nim. Z naszej celi wybrano Lecha Kaczyńskiego. Nakazano mu, aby zaprotestował przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego i domagał się naszego zwolnienia oraz ukarania generała Wojciecha Jaruzelskiego i innych członków WRONY.

Przed wyjściem z celi Lech Kaczyński powiedział mi, że osobiście wątpi, aby Jaruzelski po ostrym proteście celi numer 9 się przestraszył i odwołał przedstawienie. Ale skoro kazali protestować, to poszedł. Ledwo wyrecytował żądania, Maciuk przerwał mu, wskazując na klapę marynarki.

Widzi Pan ten znaczek? Co tu pisze? PZPR. To my obecnie rządzimy. Przecież to Pan,Panie Leszku, na Uniwersytecie uczył mnie żelaznej logiki prawniczego rozumowania. Proszę więc do mnie zgłaszać się w sprawie zupy, lub w innych sprawach bytowych. Tu być może coś mogę zrobić. Reszta jest poza mną i Pan dobrze o tym wie. Maciuk na odchodne rzucił jeszcze, że nie ma do Lecha Kaczyńskiego żadnych pretensji za jego pracę na uniwersytecie.

Lech Kaczyński wykładał między innymi za studiach zaocznych, gdzie studiowało wielu funkcjonariuszy SB. Po powrocie do celi Lech uznał, że Maciuk dobrze mu odpowiedział. Dodał, iż faktycznie nigdy na zaocznych studiach nie patrzył na stronę ideksu, gdzie pisało gdzie student pracuje. Wspominał jednak, że kiedykolwiek otworzył tę stronę przypadkowo prawie zawsze pisało tam Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej. Starał się jednak uczciwie ich oceniać.

Nasze rodziny, czyli Kaczyńskiego, Jagiełły i moja często razem nas odwiedzały. Moja żona z łezką oka wspomina na przykład ojca Leszka Kaczyńskiego jako przesympatycznego człowieka, podobnie jak jego żonę. Nie pamiętam jednak, aby kiedykolwiek w więzieniu Lecha odwiedził jego brat, choć nie chcę z tego powodu czynić jakiegokolwiek zarzutu. Nie o to chodzi. Lech zresztą nigdy tej sytuacji nie komentował, choć chyba tego spotkania z bratem mu brakowało.

W naszej celi, nieważne, czy z tej ciasnej szesnastoosobowej, czy potem w pięcioosobowej, kiedy strażnik wołał na widzenie na przykład Heńka Jagielłę, to szykowaliśmy się w trójkę, gdyż wiedzieliśmy, że do nas też przyjechali.

Nie chcę przeceniać znaczenia wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiemu. Rozumiem, że liderowi PiS brakuje w życiorysie możliwości napisania tego, że był internowany w stanie wojennym. Dostrzegam także chęć zawłaszczania rocznicy, gdyż kto nie idzie z nami jest przeciwko nam. Gdzieś w sporach politycznych ulatuje pamięć o tych, którzy zapłacili cenę najwyższą, a przecież 13 grudnia, obchody rocznicy powinny być ich dniem, a nie momentem prowadzenia sporów z tymi, którzy akurat zamknięci nie zostali. To nie ma sensu.

 

Andrzej Jarmakowski

 

Foto: panoramic.pl, ośrodek internowanych w Strzebielinku

1 Komentarz

Comments are closed.

WordPress › Error

There has been a critical error on this website.

Learn more about troubleshooting WordPress.