Imieniny mojej córki Wrocław i Wilhelmshaven

5
776
Wrocław: wyspa Piaskowa za statku Nereida. Fot. Rafał Wodzicki; Progress for Poland

Jeżdżąc całe dzieciństwo do Wrocławia powoli wrastałem w to miasto interesując się jego odbudową, historią oraz specyficznymi urządzeniami technicznymi, jakie pozostały po jego poprzednim życiu. Dziś mogę powiedzieć, że jestem trochę z Wrocławia. Ucieszyłem się konstatując, że imieniny mojej córki wypadają w dniu tak znamiennym: upadku niemieckiej twierdzy, który był faktycznym początkiem mojego Wrocławia. W czasie kapitulacji ludzie radzieccy oczywiście oszukali Niemców zapewniając ich o dobrym traktowaniu. Mieli oni okazję zakosztować losu Polaków zsyłanych na Syberię, a szczególnie do gułagów. Jedynie połowa wróciła z zesłania. Przez wiele lat nie zdawałem sobie sprawy, że moje ulubione miasto było ośrodkiem hitleryzmu, a także bazą wypadową do ataku na Polskę. Stąd zaczął się szlak bojowy jednostki SS, która go zakończyła w znanym mi Włocławku. Przez całą prawie wojnę – aż do znalezienia się w zasięgu wojsk sojuszniczych – miasto było oazą spokoju. Wygnani mieszkańcy i uciekinierzy z innych części Niemiec tu przebywający, umierali po drodze z powodu zimowych warunków. Byli także ofiarami słynnego bombardowania Drezna, jeśli tam dotarli.

Pierwsze lata po urodzeniu córki były bardzo dobre. Nigdy nie raczkowała, tylko chodziła przy meblach. Gdy postanowiła stanąć – przygotowała się ściągając z kanapy poduszkę z czerwonym jabłkiem na podłogę. To nad nią stanęła i już chodziła normalnie. Widocznie ma moje geny: ja też zawsze zajmowałem się bezpieczeństwem i to od dzieciństwa.

Wychowywała się trochę na mojej głowie, bo tak była ruchliwa. Pisałem artykuły na maszynie odziedziczonej po uciekających Niemcach, a córka z koleżanką (mamusie plotkowały w drugim pokoju) wariowały po pokoju nawet mnie poruszając z posad. Innym razem przyszła z nożyczkami, żeby jej zrobić coś, bo nie potrafi. Powiedziałem, że tata za nią nigdy nie zrobi nic, ale powie jak zrobić… Za godzinę przyleciała wołając z tryumfem: tato, sama zrobiłam! W przedszkolu wszyscy się zachwycali, że umie zawiązać sobie buty, po czym zawiązywali je swoim dzieciom. A przecież wystarczyło stosować zasadę wspomnianą powyżej: pokazać jak to się robi! Jeździłem z nią także do Wrocławia i Włocławka w odwrotną stronę niż wspomniana jednostka SS. W autobusie pasażerowie zachwycali się jakie to urocze dziecko z tatusiem jedzie. Zwiedzaliśmy Wrocław, gdzie bawiła się na placu zabaw, który istnieje od czasów niemieckich.

W tym czasie żona zaczęła się coraz dziwniej zachowywać. Nie pomagały żadne moje starania. W końcu zaczęła odsuwać ode mnie córkę, na którą zresztą pokrzykiwała. Ja ją uspokajałem po tym. Starałem się to znosić i zwlekałem z pozwem, żeby córka miała przynajmniej sześć lat jakiego takiego dzieciństwa. W pozwie w zasadzie chodziło o ratowanie moich relacji z córką, w związku z zachowaniami jej matki. I wtedy się zaczęło rujnowanie do reszty przez wymiar sprawiedliwości, który wskazuje jako osoby mające oceniać sytuację nie-biegłych z rodzinnych ośrodków diagnostyczno-konsultacyjnych czyli nie-instytutów eksperckich. Taki właśnie wytworzył absurdalną opinię o dziwnie zbieżną z tym, co postanowiła opowiadać moja żona i obyczajami sprowadzających ojców na dno. Sąd takie coś przyjął jako dowód, lekceważąc informacje o wszystkim innym!

Sądy twierdzą, że nie mogą nic zrobić, jeśli się rodzice nie dogadają, po czym przystępują do wzmacniania złych zjawisk. Próby zwracania uwagi na niewłaściwość postępowania skończyła się agresją kierowniczki tego przybytku. Sąd nawet się tym nie zainteresował. Przewlekłość sprawy (rozprawy co pół roku) dokonała reszty. Od wtedy zaczęło się niszczenie moich relacji z córką na całego. Do tego sąd po prostu dopisywał po latach uzasadnienie, że to dla dobra dziecka. Przypadkowo nie zauważył, że matka dziecka zorganizowała grupę rodzinna, która wspólnie iw porozumieniu izolowała mnie od córki.

Jak już pisałem – wymiar sprawiedliwości w ogóle nie rozumie tego, że proces rozwlekły nie jest tym samym co proces zwarty. Stara się nie zauważać, że warunki ulegają zmianie i zaczynają grać swoją rolę w nim. Raz stworzone fałszywe dowody takie jak opinie rodk są nie do obalenia, tym bardziej w warunkach przewlekłości i braku możliwości weryfikacji takiej jak w innych sprawach. Próby zwracania na to uwagi (jestem ekspertem) kończą się zawsze lekceważeniem, a nawet agresją sędziów, którzy uznają kogoś za eksperta, gdy akurat tak się złoży. Gdy występuje on we własnej sprawie i do tego przytłoczony przez opinie złych biegłych z listy sądów to nie ma żadnych szans. Sądy go po prostu nie rozumieją i przyjmują postawę obronną, nawet jeśli chodzi o zasady ogólne. Ich upór w tym zakresie jest porażający. Postępują tak i sądy wyższej instancji oraz prezesi wskazywani jako ci, do których można się zwrócić, w razie nieprawidłowości.

Odpowiedzi są ogólnikowe i wskazują na niezrozumienie problemów, a nawet zniecierpliwienie tym, że ktoś się ośmiela być mądrzejszym. Oddalanie wszelkich skarg osiągnęło poziom mistrzowski. Zawsze przecież można powiedzieć, że ktoś naruszył prawo, albo czegoś nie udowodnił. Poziom podobny do wszelkiej innej biurokracji, z tym, że ten system naprawdę nie ma kontroli.

Niezawisłość sędziów, która ma służyć niezależności sądzenia, jest rozumiana właściwie jak możność robienia dowolnych nieprawidłowości. Z pokrzykiwaniem na rozprawie i innymi niewłaściwościami, które od razu podważają poczucie godności sądu – włącznie. Najczęściej od początku widać kogo są nie lubi. Widać zresztą w wypowiedziach stowarzyszeń sędziowskich w kwestii np. nowego regulaminu, m. in. ograniczającego przewlekłość. A przecież nie tylko w sprawach dla niepoznaki zwanych czule opiekuńczymi wymiar sprawiedliwości tak działa.

A więc 6 maja to imieniny mojej córki i dzień kapitulacji twierdzy wrocławskiej. Wyspa Piasek to jedna z najstarszych części Wrocławia, zamieszkiwana od XI w. Pewien związek z moją córką ma kościół Najświętszej Marii Panny na Piasku. Ja znów pamiętam jak ten kościół był odbudowywany z ruin. Sąsiaduje on z ostatnią siedzibą niemieckiego dowództwa twierdzy Wrocław w bibliotece poklasztornej. Po odbudowie – zastanawiano się czy nie zostawić trwałej ruiny – to Biblioteka Uniwersytecka.

To właśnie tu, w podziemiach biblioteki, 6 maja 1945 r. o godz. 15.00 dowódca obrony twierdzy generał Herman Niehoff przyjął radzieckich oficerów rozpoczynając rozmowy zakończone potem w willi Colonia. Nikt wtedy nie mógł sobie wyobrazić, że m. in. Wrocław będzie jednym z siedlisk Solidarności walczącej z chorym systemem.

Jest to także dzień kapitulacji twierdzy Wilhelmshaven przed dywizją pancerną generała Maczka. Praktyczna kapitulacja Niemiec przed Polską. Generał był jedynym dowódcą o takiej ciągłości dowodzenia od 1939 do 1945 roku. A to kojarzyłem dużo później, bo jakoś nikt o tym nie mówił w kontekście kapitulacji Wrocławia. Daje to pewną nadzieję, bo widać, że zwycięstwa bywają kosztowne.

I tyle na temat ważnej daty 6 maja… Tyle moja córeczko, gdziekolwiek jesteś i co ci tam do głowy nawkładano przy pomocy działających wspólnie i w porozumieniu… Każdy taki twierdzi, że sam do tego doszedł i nawet nie szuka prawdy. Tyle – wymiarze sprawiedliwości tak nieumiejętny, że tego wszystkiego dokonałeś krzywdząc moją córkę i mnie – nie tylko w tej sprawie. Jako człowiekowi o motywacjach prawnych nie mieści mi się w głowie, że porządnego obywatela można tak zgnoić bezprawnymi działaniami przy udziale sądów. Naprawdę nie jest to przypadkowy błąd – to stek błędów systematycznych. To stały sposób działania… takie sądy nie mogą naprawdę walczyć o prawa dzieci do rodziców, ani o prawa pracownicze. Widać to w zestawieniach statystycznych jakie są efekty rzekomej ochrony prawnej obywateli.

Może się to dziać tylko dlatego, że szwankuje zarządzanie eksploatacją systemu krajowego – pokrywane samozachwytem bez samokrytycyzmu. Dobro i zło jednak dzieją się razem. Chodzi o minimalizacje zakresu zła. Tutaj żadnej minimalizacji nie było. Mam imieniny mojej córki bez córki i nie tylko… Łajdacy się śmieją w nos. Sądy nie rozumieją, że zakpiono z nich okrutnie tak jak i nie rozumieją dowodów. Mam podziękować za to komuś? 6 maja właśnie? Znęcaniu się można przeciwdziałać podając to do publicznej wiadomości. Trzeba jeszcze założyć Niebieską Kartę, tylko komu? Przecież sądy ustaliły, jak zwykle w takich przypadkach, że nic się nie stało. Po prostu nic.

RAFAŁ WODZICKI, ekspert eksploatacji

 

 

 

Fot. Rafał Wodzicki: Widok z kabiny odrzańskiego statku Nereida na Ostrów Piaskowy, a na nim kościół Najświętszej Marii Panny na Piasku oraz ostatnia siedziba dowództwa twierdzy Wrocław… Po lewej w głębi najstarszy istniejący most żelazny z 1861 r., a za nim – Ossolineum – tu przeniesione ze Lwowa. Na pulpicie – jeden z wrocławskich krasnali upamiętniających Pomarańczową Alternatywę, skądinąd mającej związek z pomarańczową rewolucją na Ukrainie – także we Lwowie.

 

5 Komentarze

  1. Doczytałem do “i zwlekałem z pozwem”.
    Bardzo przepraszam, ale dziwię się Progressowi…

    • Naprawdę nie ma obowiązku czytać i można się dziwić. Ludzie często się dziwią, póki sami nie doświadczą. Kwestia wyobraźni.

    • Nie jest to o swoich problemach każdych. Jest to casus, którego analizowanie (case study) pozwalałoby rozwiązać problemy systemowe. Niestety nie ma takich mechanizmów naprawczych…

  2. Równolegle do trasy tego statku biegną ciągle (częściowo pod asfaltem) szyny najstarszej linii tramwaju elektrycznego w Polsce. W tym samym czasie (1893) tramwaj zaprowadzał Lwów!!!

Comments are closed.

WordPress › Error

There has been a critical error on this website.

Learn more about troubleshooting WordPress.