Podczas trwających nadal rozruchów ulicznych w USA protestujący sprofanowali pomnik Tadeusza Kościuszki w Waszyngtonie niedaleko Białego Domu. Na cokole wymalowano bluźniercze hasła oraz czerwoną farbą “BLM” (Black Lives Matter).
W sieci od razu zawrzało. W polskiej sieci. Bo przecież Kościuszko był championem wolności i równości. Rozpoczęły się dyskusje i pytania, dlaczego tak paskudnie potraktowano pamięć o kimś, kto mógłby dzisiaj pewnie bronić protestujących, maszerować wraz z nimi, a nawet stanąć na ich czele.
Nasz etnocentryzm podszeptuje nam, że nie było to przypadkowe; że jakaś antypolska siła z premedytacją obsmarowała pomnik. Tylko po to, aby nam dopiec. Ale protestujący pozostawili podobne ślady w wielu innych miejscach, na przystankach, na mostach. Czy to oznacza, że chcieli w ten sposób wyrazić swoją wrogość wobec amerykańskich inżynierów i planistów publicznego transportu?
Spośród tych, którzy zdemolowali pomnik, prawdopodobnie nikt nie wiedział kim był Kościuszko, i pewnie też nikt się nad tym nie zastanawiał. Pomnik po prostu stanął na na ich drodze, więc namalowali na nim napisy. I przesunęli się dalej.
Pojawiła się propozycja (jest też petycja zainicjowana przez polskich naukowców), aby pozostawić zniszczony pomnik z napisami. Miałoby to wzbudzić zainteresowanie historią Polski i dokonaniami Kościuszki zwłaszcza w walce o równe prawa czarnoskórych.
Bad idea. Gdyby do tego doszło, pomnik, zamiast zachęcić do głębszej edukacji, stałby się relikwią naszej krzywdy, doznanej w czasie rozruchów. Przewodnicy opowiadający później historie tego parku, mogliby w kolorowych słowach opowiadać o ofierze, którą złożyliśmy miastu, ratując je przed pożogą i barbarzyństwem. Byłby to początek fałszywej legendy.
Pomnik stoi w publicznym miejscu, w parku, a więc prawdopodobnie miasto w ogólnej akcji mycia graffiti, wyczyści cokół. Zamykając tym samym “polski wątek” epopei zamordowanego George’a Floyda.
Dariusz Wiśniewski
“Spośród tych, którzy zdemolowali pomnik, prawdopodobnie nikt nie wiedział kim był Kościuszko, i pewnie też nikt się nad tym nie zastanawiał.”
*
No i….?????
Kompletna intelektualna impotencja, jakże typowa dla polonii. Mieszkam w USA 30-40-50 lat i więcej ale języka się nie nauczyłem, w życiu poza polonijnym gettem udziału nie biorę, no chyba że jak sprzątaczka, niańka, kierowca, praczka, młotkowy na budowie garażu czy tzw. porcza, itd., itp.
*
Mam polskie lustro i gapię się w to polskie lustro. A w polskim lustrze widzę polską gębę. Polska mistrzem Polski.
*
Byłem w miejscowej, nie żadnej sobotniej, polonijnej, tylko w publicznej szkole? Opowiedziałem miejscowym Murzynom o Kościuszce? Nie? A dlaczego nie? Bo jestem polonijnym, intelektualnym impotentem. Mogę tylko jołczyć i narzekać. Bez różnicy, czy jestem pisbolszewik, katofaszysta czy kodowiec. Wszyscy jak jeden mąż po pół wieku pobytu w USA to angielskojęzyczni analfabeci, niezdolni do opowiedzenia swojej historii miejscowym oraz intelektualna pustynia, bez pomysłów, bez inicjatywy.
*
Jedyne co potrafią to naparzac się w polskim gettcie.
Comments are closed.