który wyszedł z lasu dopiero po apelu Andersa o zaprzestanie walki.
Skorzystał z rozkazu, jaki przywiózł rotmistrz Witold Pilecki do jego
oddziału oraz z amnestii. Wprawdzie amnestia była tylko aktem
propagandowym, bo po trzech dniach został aresztowany, ale zmuszała ona
do decyzji o zaprzestaniu walki zbrojnej. Była to najtrudniejsza
decyzja, bo niosła ze sobą niepewność losu, oddać się w ręce oprawców i
zachować szansę na życie, czy zginąć w lesie.
Mojego ojca wypuścił
ubecki oficer z przygodnej ziemianki ze słowami: „wypierda..j, bo cię tu
zakatują”. Uciekł i zgłosił się do saperów w Nysie. Zanim rozpoznano
jego przeszłość, terror się skończył. Mógł założyć rodzinę, w której
urodziło się 4 chłopców, z których trzech było późniejszymi żołnierzami
zawodowymi Wojska Polskiego.
Były to niebezpieczne i burzliwe czasy. Wojna się formalnie skończyła. Jednak liczne bandy uzbrojonych i często umundurowanych młodych mężczyzn szukało swojego miejsca w życiu. Niestety poprzez wzorce zaczerpnięte z wojennego terroru i braku szacunku dla ludzkiej śmierci. Nie było władz albo nie były one akceptowane. Znikąd pomocy, a brakowało wszystkiego i aby przeżyć, trzeba było szukać, ukraść lub zabić tego, który miał.
Oddział
„Kościuszki”, którego żołnierzem był mój ojciec, walczył z ukrywającymi
się gestapowcami, bandytami, szmalcownikami i oczywiście z NKWD.
Wszystko to po tym, jak zostali zatrzymani, gdy szli na pomoc Powstaniu
Warszawskiemu. Wtedy aresztowano oficerów pod pozorem udziału w
odprawie, a żołnierze dostali po kopniaku z przykazaniem: „wynocha do
domu, bo to nie wasza woja”. Nic gorszego nie mogli usłyszeć! Poszli
wszyscy do lasu, walczyć z tymi, co ich tak upokorzyli.
Nigdy nie
słyszałem od ojca ani z późniejszych relacji o jego oddziale o
okradaniu, gwałceniu, pacyfikowaniu wsi, paleniu domostw, a raczej o
pomocy mieszkańcom, o wsparciu w walce z bandami, takimi jak był „Bury”.
Opowiadał ojciec o uwalnianych żołnierzach AK i ciągłych ucieczkach
przed pogonią NKWD.
Całe życie chodziłem i ja w mundurze, harcerskim, wojskowym i weterana służąc z honorem mojemu narodowi. Przesłanie historii rozumiem jednak inaczej niż obecne władze.
Po pierwsze. Nigdy nie należy szukać rozwiązań konfliktów poprzez wojnę. Wojna w dniu swojego wybuchu anuluje jakiekolwiek prawo. Tych, co skłócają Polaków, także dzisiaj, należy piętnować, izolować i bezwzględnie eliminować od wpływów politycznych.
Po drugie. Narodowy hołd należny jest Polakom, którzy w okresie powojennego terroru stali się ofiarami bandytów, niezależnie od tego, czy byli żołnierzami służącymi wciąż narodowi, czy zamordowanymi cywilami.
Po trzecie. Bandyci, tacy jak „Bury”, czy „Ogień”, którzy stosowali terror i ludobójcze metody faszystów i komunistów, muszą spotkać się z narodową pogardą. Również dlatego, że przykrywali swoje zbrodnie mundurami polskiej armii. Ci, którzy dzisiaj robią z nich bohaterów, dokonują gwałtu na młodych umysłach Polaków, szerząc kłamstwa i nieodpowiedzialną atmosferę akceptacji dla faszyzmu.
Żołnierz ma narodowi służyć i dla niego krwi własnej ani życia nie szczędzić. Jakie to proste, ale jak trudne zarazem?
Składam hołd wszystkim Polakom zamordowanym przez bandytów w okresie po
Jałtańskiej zdradzie. Niezależnie od tego, kto był tym bandytą.
Jednocześnie wyrażam pogardę do ludzi związanych z obecną władzą, którzy
gloryfikują ludobójców wbrew prawdzie i w imię politycznego
zapotrzebowania na agresję.
ADAM MAZGUŁA, płk. w stanie spoczynku, działacz społeczny, Nysa